Przyjazd na uroczystości 70 rocznicy wybuchu II Wojny Światowej gen. Jamesa Jonesa – szefa Narodowej Rady Bezpieczeństwa USA to pozytywny sygnał z Waszyngtonu. Podniesienie rangi delegacji Stanów Zjednoczonych na wtorkowe uroczystości nie przekreśla jednak pytania o aktualny stan stosunków polsko-amerykańskich, które znalazły się w widocznym impasie. Stało się tak, ponieważ pragmatyczny charakter polityki amerykańskiej zderzył się z ideologicznymi preferencjami Warszawy. Dodatkowo Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski podpisali dziwaczny list do Baracka Obamy kwestionujący jego politykę zagraniczną. Byli prezydenci mogą pisać co chcą, ale w tym wypadku anachroniczne i naiwne tezy zawarte w liście – które Biały Dom odrzucił – zostały oficjalnie poparte przez Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska.
Polska wypadła z głównego nurtu polityki amerykańskiej bowiem z powodów ideologicznych nie potrafi wpisać się w strategiczne cele Waszyngtonu. Priorytety USA to przede wszystkim pokonanie kryzysu finansowego i gospodarczego o światowym zasięgu, walka z międzynarodowym terroryzmem i teokratycznymi reżimami islamskimi oraz nierozprzestrzenianie broni nuklearnej. Takie cele zakładają ścisłą współpracę z Rosją i Chinami, a Polska ma złe stosunki z tymi krajami. Jeszcze niedawno polscy politycy wzywali do politycznego bojkotu Olimpiady w Pekinie i bezrozumnie popierali awanturnictwo Micheila Saakaszwili.
Im prędzej polska polityka zagraniczna nabierze na powrót cech narodowych i pragmatycznych tym dla Polski lepiej.