Płynąc statkiem po syberyjskiej rzece Lenie uczestniczę w pracach międzynarodowego klubu „Waldaj”, który w tym roku zebrał się pod hasłem „Rosja – Zachód: Powrót do przyszłości”. „Waldaj” to prestiżowe miejsce spotkań naukowców, publicystów i polityków głównie z Rosji, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Włoch, i Francji. Po raz pierwszy zaproszono gościa z Polski.
Otwierająca sesja dotyczyła pytania: „Czy zimna wojna naprawdę się skończyła?” Odpowiedź pozytywna zyskała zdecydowaną większość zwolenników, chociaż nie brakowało wyrazicieli poglądu, że trwa dalej, choć w innej postaci. Jeden z dyskutantów dostrzegł w zimnej wojnie i dobre strony twierdząc, że była gwarantem zachowania pokoju światowego. Replikował prof. Karaganow: „O czym pan mówi? Dobrze to pamiętam. Przed sobą miałem imperialistów, za sobą bolszewików, a ja byłem po środku. To nie była komfortowa sytuacja”.
Osobiście należę do rzeczników tezy o końcu zimnej wojny, z co najmniej trzech powodów:
Po pierwsze – w relacjach Zachodu z Rosją – choć występują w nich napięcia to strony dla realizacji swoich celów, nie uciekają się do zaprogramowanej konfrontacji. Nie ma rozmyślnej wrogości stron, jawnej chęci pokonania wroga i szkodzenia sobie nawzajem. Nie ma też wielu groźnych konfliktów. Jak dotąd za jedyny poważny kryzys można uznać okres wojny w Gruzji.
Po drugie – nie istnieje charakterystyczne dla zimnej wojny starcie ideologii.
Po trzecie – zbrojenia ostatnich lat trudno nazywać wyścigiem zbrojeń w rozumieniu rywalizacji z czasów zimnej wojny. Nie ma też psychozy nuklearnego zagrożenia.
Zwolennicy tezy, że Rosja rozpoczęła nową zimną wojnę twierdzą, że dowodem na to jest wojna z Gruzją oraz stosowanie broni energetycznej. W tym ostatnim przypadku warto odnotować, że jest to broń obosieczna. Dla Rosji Zachód na długo pozostanie czołowym partnerem gospodarczym i politycznym. Rosja potrzebuje się rozwijać, a do tego potrzebna jest kooperacja z Zachodem. Energetyczny szantaż niechybnie doprowadziłby do zerwania tej współpracy.
Jeśli chodzi o wojnę na Kaukazie to gruzińsko-rosyjski konflikt nie był sporem o wartości. Zachód dalej – choć niejednolicie popiera prezydenta Saakaszwili, ale czym innym jest popieranie Saakaszwilego ze względów geopolitycznych, a czym innym jest przyjmowanie jego wersji wydarzeń, w której Gruzja jest wzorem demokratycznych wartości, a Rosja – złym imperium, które znów walczy z tymi wartościami. Nie widzę takich ocen w polityce prezydenta Obamy i czołowych państw Zachodu.
Pobyt na Syberii kończy się w Jakucku. Jutro w Moskwie spotkanie z premierem Putinem.