Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Nie "wygaszać", reformować z głową

Jak przewrotne bywa życie polityczne w naszym kraju, głównie dzięki zdumiewającym zdolnościom jego uczestników do adaptacji w nowych okolicznościach.

Przykładem pierwszym z brzegu niech będą protestujący ledwie kilka lat temu przeciw eksperymentom w systemie edukacji publicznej, którzy aktualnie sami doświadczają identycznych zarzutów. Takie odwrócenie sytuacji wraz ze zmianą punktu siedzenia można by uznać za całkiem zabawne, gdyby gra nie odbywała się kosztem przyszłości naszych dzieci.

Znam ten proces reformowania z autopsji, bowiem mój rocznik był pierwszym, który po ukończeniu 6 klasy szkoły podstawowej trafił do gimnazjum, gdzie realizowano program w znacznej części polegający na powtórzeniach materiału. Z obecnej perspektywy oceniam, że kilkuset tysiącom osób z premierowej grupy zafundowano niestety okres marazmu. Zostali poświęceni na rzecz wdrażania planu, który w pierwszej fazie zmian po prostu nie miał prawa przebiegać zgodnie z założeniami. Zwieńczeniem tych perturbacji był pamiętny egzamin końcowy, podczas którego nauczyciele solidnie zapracowali na korzystne wyniki uzyskane przez uczniów. Pierwszy raz świadomie zaobserwowałem wtedy rozbieżność między oczekiwaniami centralnych komisji a szkolną rzeczywistością, którą podrasowano dla efektu politycznego.  

Z racji osobistych przeżyć nie byłem więc nigdy szczególnym entuzjastą gimnazjów, aczkolwiek konieczność dostosowania archaicznych metod kształcenia do wymogów współczesności niezmiennie uważam za coś oczywistego. Nie da się ukryć, że przez kilkanaście lat funkcjonowania model ostatecznie przyjął się w polskich realiach. Zapewne nie jest idealny, bez wątpienia wymaga modyfikacji, lecz kompetentni wyrokować o tym są raczej pedagodzy, a dopiero w dalszej kolejności urzędnicy ministerstwa. Wobec niezadowalających rezultatów należy doskonalić programy nauczania, natomiast kolejne zmiany w strukturze są zupełnie pozbawione sensu. Herbata nie staje się słodsza od samego mieszania, czego nie rozumieją chyba reformatorzy z gabinetu pani premier Szydło. Skutkiem zmian dla samych zmian musi być chaos, który następnemu pokoleniu młodych Polaków sprawi przerwę w rozwoju intelektualnym.

Można dyskutować nad pomysłami, które niosą za sobą coś więcej od prymitywnej koncepcji powrotu do przeszłości. Przypadek „wygaszania” gimnazjów nie zawiera jednak żadnej idei poza poglądem, że „kiedyś było lepiej”, który co gorsza sprowadza się właściwie do oceny socjologicznej młodzieży w wieku gimnazjalnym, a nie zakresu umiejętności zdobywanych przez nią w toku edukacji. Uczniowie w wieku nastoletnim istotnie przysparzają wiele kłopotów wychowawcom, lecz zjawisko w niewielkim stopniu związane jest z rodzajem placówki szkolnej, a wynika przede wszystkim z ogólnoświatowych trendów. Zamiar sprowadzenia do szkół dyscypliny znanej ze słusznie minionych lat ma szansę powodzenia jedynie pod warunkiem, że normy obyczajowe zdoła rząd Prawa i Sprawiedliwości upowszechnić w całym państwie. W przeciwnym razie reputacja „strasznych gimnazjów” śladem roczników „trudnego wieku dojrzewania” ponownie trafi do podstawówek. A tam, mając choćby odrobinę zdrowego rozsądku łatwo przewidzieć zagrożenia związane z interakcją 7-latków z dwukrotnie starszymi.

Faktyczna „dobra zmiana” w oświacie powinna w pierwszym rzędzie polegać na zmniejszeniu liczebności klas. To jest podstawowy warunek poprawy, o którym usłyszymy od każdego nauczyciela w Polsce. Zamiast pozbawiać ich zatrudnienia władze powinny zapewniać takie warunki pracy, w których żaden uczeń nie zostaje pozostawiony samemu sobie. „Wygaszanie” szkół całkowicie rozmija się z tym celem, którego osiągnięcie zależy od systematycznego zwiększania przestrzeni do nauki, co podlane cierpliwością przyniesie korzyść całemu państwu. Nie skreślajmy gimnazjów z powodu sentymentu do peerelowskiego systemu. Jeżeli już czerpiemy z dawnych wzorców sprawmy raczej, aby tak jak kiedyś, wykształcenie gimnazjalne równało się współczesnej maturze. To jest możliwe przy odpowiednich nakładach. W dobie miliardów, które rząd Prawa i Sprawiedliwości lekką ręką przeznacza na zbrojenia wojskowe (oraz pomniejsze fanaberie) stan finansów nie może przecież być argumentem za ograniczeniami.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.