Pani Poseł napisała list do przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean Claude-Junckera, sugerując, że jest (Jean Claude, nie Krystyna) alkoholikiem. W liście jest mowa o „trudnej do ukrycia chorobie alkoholowej polityka”. Pani Poseł pisze do przewodniczącego KE w te oto słowa: „Pana zachowania, będące wynikiem Pana choroby alkoholowej, są nie do zaakceptowania w świetle przyjętych norm kulturowych. Kompromitują nie tylko Pana osobiście, nie tylko ważny urząd, który Pan piastuje w Unii Europejskiej, ale kompromitują i obrażają też obywateli państw członkowskich Unii (…). Kompromituje Pan też mnie – posła na Sejm RP i obywatela Polski” – stwierdziła, zszokowana najwyraźniej podejrzeniem, że ktokolwiek oprócz niej samej może ją skompromitować. Bo przecież do tej pory była w tym zakresie zupełnie samowystarczalna…
List ten zapewne długo jeszcze będzie służył młodym adeptom dyplomacji jako przykład, jak nie pisać listów. Bo choć zachowanie przewodniczącego Komisji Europejskiej podczas szczytu w Brukseli mogło wywołać zdziwienie, to jednak nazwanie kogoś na tej podstawie alkoholikiem idzie – mówiąc eufemistycznie – za daleko, naruszając nie tylko dyplomatyczne normy, ale i zwykłą kulturę obowiązującą w relacjach międzyludzkich. Bo jak określić klubową koleżankę pani poseł Pawłowicz, posłankę Elżbietę Kruk bełkocząca w Sejmie, że umie „coś tam, coś tam”? Albo samą poseł Pawłowicz, zamieniającą salę obrad polskiego parlamentu w stołówkę? Przypomina się biblijna przypowieść o drzazdze w cudzym i belce we własnym oku…
Ale wyskok Pani Poseł to nie tylko kwestia dobrego smaku. Także, a może przede wszystkim, chodzi o interesy Polski i Polaków. Sprawa listu, a także wcześniejsze „wrzutki” ministra Waszczykowskiego (m.in. o „nielegalnym” wyborze Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej) dzieją się w momencie rozpoczynających się rozmów nad kształtem przyszłego budżetu Unii Europejskiej. A w związku z tym – decyzji, ile w ramach tego budżetu przypadnie, albo nie przypadnie, Polsce. Podczas ostatniego spotkania w Brukseli dobitnie ujął to prezydent Francji, komentując stanowisko premier Beaty Szydło: „wy możecie mieć swoje zasady, ale to my mamy fundusze strukturalne”.
Niestety, pani poseł Pawłowicz interes Polski i Polaków zdaje się mieć dalece poza obszarem swojego zainteresowania. Nieraz już zresztą jasno deklarowała, co myśli o Unii Europejskiej i naszej z UE integracji. Wszyscy pamiętają jej stwierdzenia, że unijna flaga to szmata i że modli się, „żeby UE sama się rozwaliła”. Teraz dołożyła swoją cegiełkę do Polexitu, którego rzekomo rządzący PiS nie chce – w deklaracjach, bo w praktyce robi co się da, by nas z tej Unii wyprowadzić.
A tak na marginesie – pani poseł Pawłowicz jutro ma gościć w Solcu Zdroju. Skądinąd wiadomo, że bywa tam od czasu do czasu, korzystając z dobrodziejstw soleckiej siarki. Jak donoszą media, rozmawiać będzie m.in. z przedsiębiorcami i władzami gminy o „perspektywach dalszego rozwoju gminy”. Ciekawe czy wie, że gmina od lat rozwija się dzięki funduszom z Unii Europejskiej, a rozwój ten kreują – również od lat – wójtowie z Polskiego Stronnictwa Ludowego. To może być dla niej bolesna niespodzianka… Trudna do zniesienia pomimo leczniczych właściwości siarkowych oparów. Bo na opary absurdu, w których Pani Poseł na co dzień się porusza, nawet solecka siarka będzie pewnie za słaba…
Adam Jarubas