Saperzy ze Szczecina i z Kazunia jechali wypożyczonym od armii amerykańskiej opancerzonym pojeździe typu MRAP Cougar, który ma zabezpieczać żołnierzy od wybuchów min. Konwój podążał z głównej polskiej bazy Ghazni do głównej amerykańskiej bazy Bagram, a w chwili tragedii byli już ok. 20 kilometrów poza rejonem "polskiej" prowincji Ghazni.
Fot. Damian Kramski / AG Polski Rosomak w Afganistanie
Ajdik, czyli mina-pułapka wybuchła najprawdopodobniej z przodu pod pierwszym pojazdem w konwoju, a ładunek - jak mówią nasi informatorzy - musiał być niezwykle silny. Na miejscu zginęło dwóch żołnierzy z 5. Pułku Inżynieryjnego ze Szczecina. Czterech innych - saperzy ze Szczecina i z Kazunia - zostało rannych. Trzech ma niewielkie obrażenia - stłuczenia, czwarty został ciężko ranny.
- Jest w ambulatorium w Ghazni, gdzie przetransportował go amerykański śmigłowiec ewakuacji medycznej Medevac - mówi nasz informator. - Stan jest na tyle ciężki, że lekarze walczą o jego życie. Przeszedł amputację nóg, ale obrażenia są o wiele poważniejsze.
Na razie stan rannego nie pozwala nawet na przetransportowanie go do amerykańskiego szpitala w Bagram.
Co to za mina, jeszcze nie wiadomo. Najprawdopodobniej potężny ładunek został odpalony radiowo a znajdował się pod wąskim przepustem rozpoznanym wcześniej jako bezpieczny. Okazało się, że mylnie.
Żołnierze, którzy zginęli - st. szer. Radosław Szyszkiewicz i st. szer. Szymon Graczyk, mieli za kilka dni wracać do domu, ponieważ kończyli półroczną służbę w trwającej od wiosny piątej zmianie polskiego kontyngentu w Afganistanie.
Ciężko ranny to saper z 2. Brygady Saperów w Kazuniu. Dopiero co przyjechał do Afganistanu, zaczynał właśnie służbę w ramach szóstej zmiany polskiego kontyngentu.
Bo w Afganistanie trwa właśnie rotacja polskiego kontyngentu. Część żołnierzy przyleciała już na misję, w nadchodzącym tygodniu będą wyjeżdżać ci, którzy spędzili w Afganistanie pół roku.
Zabici to kolejno czternasta i piętnasta polska ofiara wojny w Afganistanie od wiosny 2007 r. I trzeci oraz czwarty zabity z 5. Pułku Inżynieryjnego ze Szczecina (wcześniej zginęli kapral Grzegorz Politowski i sierżant Marcin Poręba). Tylko w czasie kończącej się piątej zmiany zginęło sześciu polskich żołnierzy.
Wojsko mówi zgodnie: to była najtrudniejsza i najkrwawsza zmiana w Afganistanie. Oprócz ataków minami-pułapkami, które zdarzały się czasem nawet kilka razy dziennie, zasadzek na patrole piesze i w transporterach opancerzonych ostrzeliwane były polskie bazy. Jedna z nich Warrior przeżyła już ponad 40 ostrzałów rakietowych i cudem nikt nie zginął.
W Afganistanie w operacji NATO służbę rozpoczyna właśnie liczący dwa tysiące polskich żołnierzy kontyngent. 300 kolejnych w Polsce gotowych jest w każdej chwili na wysłanie na tę operację jako tzw. odwód strategiczny.
Marcin Górka
Źródło: Gazeta Wyborcza i portal Gazeta.pl