Napieralski miał pretensje do polityków wcinających ośmiorniczki. Teraz okazuje się, że sam je wcinał i udaje, że nie były smaczne. Można by było to przemilczeć, Grzegorz Napieralski jednak brnie dalej. Lansuje ciekawy model przywództwa na lewicy, mówiąc o przewodniczącym SLD Leszku Millerze, że nie jest to osoba, która powinna dawać ludziom tzw. „jedynki”, bo będzie to nieudolne. Przypominam, że sam kiedyś rozdawał karty na tyle nieudolnie, że po wyborach musiał sam zrezygnować, bo inaczej by go jego własne „jedynki” odwołały. Mistrzem politycznych układanek to on nie jest. Tym bardziej jak przypominam sobie sytuację kiedy próbował się zamachnąć na Millera, ale robił to tak nieudolnie, że sam zarobił prosto między oczy.
Poobijany znalazł sobie „kumpla”, który idealnie pasuje do jego rzeczywistości. Rozenek jest dokładnie z tej samej bajki. Prowadzają się na przemian do mediów. Jeden dzień Napieralski, drugi dzień Rozenek. Co mają do zaoferowania ludziom? Pijar, socjotechnikę i atak na SLD jakby mieli syndrom sztokholmski. Strasznie to archaiczne i skopiowane po SdPL. Wszystko fajnie, ale to już było.
Obaj budują tratwę dla Brutusów. Obaj są niedoszłymi szefobójcami. Niedoszłymi, bo szefowie Miller i Palikot okazali się bystrzejsi od nich. Jakby tych kłopotów było mało to taka tratwa budowana z Urbanem pod pokładem jest tyle samo warta co tratwa budowana przez Petru z Balcerowiczem jako sternikiem – oba z pozoru śliczne to ptaki, ale cóż za szkoda, że nieloty.